- Wolha, ten obmierzły wampir...
- Zamiast z wdzięcznością przyjąć do wiadomości rzeczową krytykę... Osobiście naliczyłam czternaście słupów, co oznaczało najmniej z dwie godziny chodzenia. “Dwadzieścia wiorst” powiedział Rolar wcześniej, a mogło być i osiemnaście, i dwadzieścia trzy. Zmęczona, oddana swoim myślom, ja, nie słuchając, zaproponowałam: - Może przenocujemy w chatce? Przyjaciele zamilkli w pół słowa, zmieszani i pokręcili głowami. - Gdzie widzisz chatkę? - No tam - Roztargniona machnęłam ręką wprzód. - Wpakujemy się za olchowy krzak i zobaczymy. - Skąd wiesz? Bywałaś tu wcześniej? Oprzytomniałam i zdziwiłam się niemniej od przyjaciół. - Nie... nie wiem... U mnie po prostu pojawiło się przeczucie, że ona tam jest - taka mała, ze słomianym dachem... - Szturm jasnowidzenia? - przypuściła Orsana. - Mam dwójkę z jasnowidzenia - uczciwie się przyznałam - lecz nie jest na dyplomie, dlatego, że było przedmiotem nieobowiązkowym. Nie mogę być specjalistką we wszystkich dziedzinach magii! - A można - w zamyśleniu powiedział wampir, oglądając chatkę, która zataiła się między drzewami. Ona kropka-w-kropkę podchodziła pod mój opis. Prawda, ja nie wspomniałam o właściwościach budowy, charakterystycznych dla Kraju Jezior. Ogródka obok chatki nie było – prawdopodobnie wykorzystywano chatkę na sezon. Kiedy podeszliśmy bliżej, z komina wyfrunął nietoperz, dając pewność, że mieszkanie stoi puste. - Oj! - zachwyciła się Orsana. - Chatka na kurzych nóżkach! - Na palach - poprawił Rolar. -- Obrona od wiosennych powodzi. Pływające chatki – to nie rzadkość w tych krajach. Jezioro Driwo corocznie rozlewa się, zalewając łąki, a co pięć-siedem lat wody tak przybierają na sile, że zatapiają i ten las. Widowisko jest, powiem wam, wspaniałe: dokąd nie spojrzysz - woda do jednej trzeciej wysokości pnia, chatki po sam próg zalewa, a wieśniacy jak gdyby nigdy nic na łodziach pływają i łapią gęsi. Kalkulator netto-brutto 2000-2021 - Wyliczenie pensji - Kalkulatory na INFOR.pl - Kłamiesz - niepewnie sprzeciwiła się najemniczka. -- Za gęsiami po wodzie nawet na galerze niedościgniesz. - No do studni po wodę pływają, jaka to różnica? Prawdziwemu opowiadaniu nie zaszkodzi dodać trochę nowych wątków. Nudziarz z ciebie, Orsana. - A ty wariat. Pale sięgają nam do pasa, wcale nie do jednej trzeciej pnia. - Patrząc jaki pień! - wykręcił się Rolar, wskazując na mizerną jodłę mojego wzrostu. - Przyjedziecie wiosną to sprawdzicie – przerwałam spór. - Leszy go wie, ile jeszcze mamy iść i jaka świnia zeszłej w nocy zostawiła na drodze cztery ślady z parzystymi pazurami. Dzisiejszej nocy zanocujemy pod dachem - dosyć mam dzikiej przyrody i wdzięków koczowniczego życia: jeden bok na ognisku się rumieni, drugiego nad ranem nie możesz rozmrozić. - Jeżeli wierzyć legendom, samotne chatki należą do złych wiedźm - poważnie zauważyła Orsana. -- I zwiedzać je kategorycznie się zabrania. Ciesz się jedzeniem - Mamy bać się wiedźm? - przypomniał wampir, podnosząc się ze skrzypiących schodków. - Wiedźma wiedźmie wrogiem - nie zgodziłam się, przypominając sobie własne gorzkie doświadczenia przekonawszy się, że inni koledzy są gorsi niż upiory, a uwolnić się od nich jeszcze trudniej. - Zastukaj na wszelki wypadek, może tam ktoś jest? Pukać nie trzeba było – drzwi kołysały się na pętlach w takt porywów wiatru, pobrzękując przekrzywioną, pół oderwaną zasuwą. Weszłam w ślad za wampirem, podświetlając pulsarem bardziej z przyzwyczajenia oraz dla Orsany - nam z Rolarem zupełnie wystarczała strużka światła z mdłego kwadratu okienka. W chatce nie ukazał się żaden z gospodarzy - ani złych, ani dobrych. Ona stała pusta przynajmniej od jesieni, stół i ławki okrywała gruba warstwa pyłu, poprzecinanego przez mysie ślady. - Ja by jednakże jeszcze posiedziała na Świerzym powietrzu - oświadczyła najemniczka po dokładnych oględzinach. - Zdrowsi będziemy. Nawet Rolar nie zaczął się z nią spierać. W chatce pachniało grobowcem, a Orsana nawet nachyliła się i zajrzała pod osiadłe łóżko, żeby przekonać się o nieobecności trumny. Pod ścianą leżał rozbity dzban, kafle pieca zostały przecięte przez długa rysę, obramowane przez ciemne plamy i zacieki, jakby obok kogoś z obrotu rąbnęli mieczem. - Zdaje się, że tu była bójka - dodała przyjaciółka. - I mam takie wrażenie, że zwycięzca z minuty na minutę wróci i zada nam bobu. - Proponuję nie czekać na niego. – Od razu odechciało mi się spać. Chyba bym nawet przebiegła się, chociaż dopiero co ledwie powłóczyłam nogami. Zgasiłam pulsar, poniewczasie zrozumiawszy, że migający w okienku punkcik może przyciągnąć czyjąś nikczemną uwagę. W ciemności uczucie nasuwającego się niebezpieczeństwa tylko się wzmocniło. Określić, skąd właśnie ona napływa, nie mogłam: ona właśnie nadpłynęła, ściskając pierścień wokoło nas. Na chwilę przywidziały mi się szare cienie, bezdźwięcznie ślizgające się pod drzewami, daleko w dole - i w tym samym miejscu w świetle księżyca coś mignęło. - Oj! - pisnęła Orsana, przypadkowo spojrzawszy w okno. -- Tam ktoś jest! Nie czekając, póki się na nas rzucą, wyskoczyliśmy na ganek, lecz wrogów nie ujrzeliśmy. - Gdzie? - krótko zapytał Rolar. Orsana obnażonym mieczem wskazała kierunek. Wpatrzyliśmy się i słuchaliśmy, ale nadaremnie. Co by tam było, teraz ono odeszło lub schowało. -- Jak ono wyglądało? - Taki... ruch. - Jesteś pewna? - Chcesz, przeżegnam się? - odburknęła najemniczka. Zamiast odpowiedzi wampir zaczął rozbierać się. Orsana nie od razu zrozumiała, co on ma zamiar zrobić, i widok gołego mężczyzny zastał ją znienacka. . Stęknąwszy i mocno poczerwieniawszy, ona kilka razy odprowadziła oczy, a ja jak zwykle chwyciłam odzież. Orsanę czekał kolejny wstrząs: Rolar rozprostował czarne nietoperze skrzydła, które wydawały się ogromnymi w porównaniu z ciałem, przykląkł na jedno kolano i zwarł skrzydła nad głową. Na transformację poszła najwyżej minuta, szary wilk energicznie otrząsnął się i żywo pogłębił się w las, obwąchując ziemię. - Z rozumu można zejść! - Orsana przełożyła miecz w lewą rękę. Koniuszek ostrza zdradziecko drżał. - Ściślej - dobrze raz zobaczyć, niż sto raz usłyszeć. Wolha, dlaczego ty nie uprzedziłaś, że wampiry wpierw... rozbierają się? - A co w tym takiego? Goły mężczyzna - on goły mężczyzna i jest, wampir , troll, elf, gnom, człowiek lub... Słuchaj, Orsana, robisz się czerwona kropka-w-kropka jak szlachetna dziewica, wychowana w klasztorze żeńskim! Można pomyśleć, że w waszej wsi nie było ani jednej męskiej łaźni ze szczeliną między okiennicami. - Za kogo ty mnie bierzesz? - niezbyt przekonująco oburzyła się Orsana. - Na pewno nie za wiejską córeczkę. Wiejska dzieciarnia w wieku pięciu lat doskonale wie, skąd biorą się kurczęta, szczenięta i inny drób, pomagają matkom prać i gotować, nie zwracają uwagę na pijawki, nie słyszą o elfickich serach i pod każdymi pretekstami wykręcają się od szkoły. Dalej kontynuować? Wymyśl legendę. Na przykład, o królewskiej córeczce z pierwszego małżeństwa, którą postanowiła usunąć od świata macocha. Oczywiście, ty nie zniosłaś takiej samowoli i, oddaliwszy się w głuchą górską świątynię, pod czujnym kierownictwem bojowych pustelnic pilnie uczyłaś się sztuki bliskiego i dalekiego boju, poszcząc w piątki i medytując w soboty. Przez trzy długie lata doskonaliłaś swoje ciało i rozum, nosząc w sobie plan zemsty. I nareszcie godzina wybiła. Pewnej ciemnej wiosennej nocy wróciłaś do zamku i wymyślnie wykończyłaś perfidną macochę - po długiej rozmowie, w której ty pilnie wyliczyłaś nikczemnej ciotce wszystkie jej zbrodnie przeszłości, teraźniejszości i będące. Pojmując, że ta miła psota nie ujdzie bezkarnie, uciekłaś z zamku, zabrawszy ze sobą uszy tej niedobrej kobiety... - Po co mi jej uszy?! – wydusiła oszołomiona dziewczyna. - A ja wiem? W charakterze łupu. Na pamiątkę. By w wolnym czasie wyłupać złote kolczyki. - Wolha, co to za majaki? - Ale lepsza, niż historyjka o biednej wiejskiej dziewczynie, która opuściła ojcowski dom w poszukiwaniu lepszego życia. Mi to obojętne, kto ty i skąd, lecz bądź ostrożniejsza w rozmowach z innymi ludźmi... i wampirami. Ciebie mogą złapać za słówka. Witold Modzelewski: Polski Ład to odejście od paradygmatu Balcerowicza Właśnie takiej reakcji oczekiwałam, kiedy po raz pierwszy opowiadałam Orsanie o wampirach. Cały jej wygląd - opuszczona głowa, biegające oczy, nerwowo skubiące warkocz palce - wydawał namiętne pragnienie być jak najdalej ode mnie, przy czym możliwie jak najszybciej. Nie chciałam poruszać tego tematu. Koniec końców, przyjaciele - oni i tak i przyjaciele. Ja zaledwie wprowadziłam Orsanę na słaby teren legend, żeby na przyszłość udało się uniknąć podobnych błędów. Nareszcie przyjaciółka głęboko westchnęła, odrzuciła za plecy potargany warkocz, podniosła oczy i rozprostowała ramiona. - Zgadłaś - wypaliła, starając się możliwie jak najszybciej zrzucić z duszy męczący ciężar. -- rzeczywiście uciekłam z domu. Lecz tu o macoszych uszach nie ma mowy. Moja matka i ojciec są żywi i czule kochają się, ale są stanowczo przeciwni mojej służbie w Legionie. Ojciec, rodowy wojak, uczył mnie musztry od wczesnego dzieciństwa - jak teraz pojmuję, po prosto dla rozrywki. Braci u mnie nie było, a małe dziewczynki niczym nie odróżniają się od małych chłopców, oni z takim samym zachwytem bawią się z rodzicami w dorosłe gry. W naszych krajach przyjęto mieć wiele dzieci. Matka, która ledwie przeżyła pierwsze porody, czuła się winna i nie przeszkadzała naszym treningom. Kiedy tata nareszcie zrozumiał, że dziewczynom bardziej przystoi szyć, gotować, tworzyć ognisko domowe i rodzić dziecięta, było już późno. Mnie już nie interesowały wdzięki rodzinnego życia. Chciałam wędrować, bić się, dokonywać wielkich czynów i ratować przepięknych książąt od krwiożerczych smoków, a tu - nada wam, kto by mógł pomyśleć! - przypadkowo dowiedziałam się, że szybko po moją duszę zaczną zjeżdżać się narzeczeni, żebym ja możliwie najszybciej podarowała ojcu długo oczekiwanego potomka męskiej płci, który będzie rozsławiać nasz ród na polu przekleństw. Poczułam się jak… rasowa kobyła, która skazana jest na całe życie stać w boksie tylko dlatego, że jej źrebięta są cenione na wagę złota. - I uciekłaś - zakończyłam. - A co byś zrobiła na moim miejscu? - Na twoim miejscu ja bym nie robiła z tego tajemnicy dla przyjaciół z takiej błahej historii. No, uciekła i uciekła, tak bywa. Po statystyce, spod korony będzie zbiegać każda co dziesiąta narzeczona... A pewnego razu uciekli nawet rodzice i goście - kiedy po raz pierwszy zobaczyli narzeczonego. Zaręczyny przez portrety - to, powiem tobie, ryzykowna sprawa. Czym bogatszy klient, tym więcej pochlebia mu malarz. A ten narzeczony i na portrecie niepoważnie wyglądał... - Wolha - pomilczawszy, uroczysto ogłosiłaś Orsana - ty najlepszy przyjaciel, którego tylko można pragnąć. Twoje idiotyczne historyjki są sto razy lepsze, niż czyjeś fałszywe współczucie. Ja roztargnienie kiwnęłam, przeczesując oczami lasu, który pochłonął Rolara. Wiatr przygnębiony zawodził wśród chronicznie żółtych drzew. Do niego doszły odgłosy czegoś innego, na razie jeszcze dalekie, ale przenikliwie wyjąc. Sądząc po nich, tutejsze lasy obfitowały w wilki. - Wolha... - Orsana nieśmiało dotknęła mojego łokcia, przyciągając uwagę. -- A wcześniej widziałaś? No... go¬łego?